Girl on the board!
Znacie to powiedzenie, że kobieta na statku przynosi pecha? Chyba tak samo pomyślał kapitan naszego jachtu, gdy mnie zobaczył w zwiewnej sukience z walizką. Kolejne dni pokazały, jak bardzo się mylił.
Odkąd pamiętam zawsze lubiłam spędzać czas nad wodą i gdy tylko była możliwość namawiałam rodziców na rejs statkiem albo chociaż wypożyczenie małej łódki z wiosłami. Nic było więc dla nikogo zaskoczeniem, że polubiłam żeglowanie. Co prawda nie mam jeszcze patentu i czasami zapominam jak fachowo nazywa się jakaś linka, ale złapałam bakcyla i potrafię sama sterować jachtem. Nie do końca wierzył w to jednak kapitan rejsu wokół Wysp Kanaryjskich.
W dniu, kiedy mieliśmy spotkać się z kapitanem i resztą załogi, kilka godzin spędziliśmy na plaży. Było naprawdę gorąco i najlepszym wyborem w kwestii ubioru było po prostu założenie sukienki. Na wyspach mieliśmy spędzić w sumie dwa tygodnie, z czego tydzień podczas rejsu, dlatego też zamiast worków żeglarskich wzięliśmy ze sobą... walizki. Wyobraźcie sobie teraz minę kapitana, gdy zobaczył jak idę w letniej sukience z wielką walizką:) A to był dopiero początek.
Żeglowałam niezależnie od warunków. Prowadziłam jacht przy dużych falach i silnym wietrze. Bez marudzenia wstawałam w środku nocy, żeby odbyć swoją wachtę. Czasami marzyłam o tym, żeby zdezerterować i położyć się spać, ale pomysły te gasiłam w zarodku, mimo że nieraz naprawdę było ciężko wytrwać. Spaliśmy niewiele, ale było warto! W końcu i kapitan zmienił zdanie i przestałam zbierać minusiki.
Okazało się, że kobiety mogą dać radę podczas takiego rejsu. Szybko się uczą, potrafią sterować i manewrować jachtem. Bez marudzenia wstają o 4 nad ranem na wachtę mimo niewyspania i zimna, a ich rola nie polega na przygotowywaniu posiłków dla całej załogi. Ten rejs był fantastyczną przygodą, przekraczaniem strefy własnego komfortu, ale i możliwością obalenia kilku stereotypów.
0 komentarze