Zostań wege na 21 dni
Po bardzo długiej przerwie czas na powrót na bloga. O tym dlaczego przez ponad miesiąc nie zadziało się tutaj nic napiszę może innym razem. Dzisiaj będzie o czymś innym, czyli o małej żywieniowej rewolucji.
Nie tak dawno temu, po latach (!) rozważań, rozterek i niekiedy uprzedzeń zmieniłam swoje nawyki żywieniowe i przestałam jeść mięso. Ku rozpaczy mojej mamy konsekwentnie odmawiałam schabowego lub pieczonego kurczaka na obiad. Czasami jadłam ryby, także moja dieta niekiedy była semiwegetariańska, choć jak na podaje na swojej stronie internetowej Fundacja Viva! Akcja dla zwierząt - jeśli nie zjadasz nic co ma oczy i pyszczek to wtedy jesteś wege.
Moja kariera wege entuzjastki nie doczekała się żadnego jubileuszu, bowiem wraz z pojawieniem się w moim brzuchu dwóch lokatorów, czytaj dzieci, z różnych względów w moim menu zaczęło pojawiać się mięso, aczkolwiek nie z hodowli przemysłowych, tylko sprawdzonych źródeł. Tak się stało, że moi mali chłopcy mają już ponad półtora roczku a od ich narodzin nadal nie zostałam wegetarianką na sto procent i na dłużej niż tydzień. Miałam już kilka zrywów i powrotów z podkulonym ogonem oraz wielkimi nadziejami, że tym razem wreszcie się uda. I udawało, ale za jakiś czas skusił mnie zapach steku przyrządzonego przez najukochańszego Pana M. lub brak czasu by gotować... dwa, a niekiedy trzy obiady! Wygrała proza życia, zmęczenie, ale też brak wytrwałości z mojej strony.
Na moje szczęście było jeszcze światełko w tunelu, bowiem wraz z nadejściem lata i pojawieniem się tak wielu warzyw i owoców zaczęłam ich jadać znacznie więcej niż przedtem. Nie bez znaczenia były też wakacje z dziećmi spędzane u mojej drogiej teściowej, która nie miała pojęcia o moich dietetycznych skokach w bok i zwyczajnie nadal dbała o to, by w lodówce i na stole zawsze było coś bez mięsa (dziękuję!). Także wygląda na to, że jestem na dobrej drodze do tego, by wreszcie zostać pełnoprawną wegetarianką, czyli taką, która nie bierze do ust nic co ma oczy i paszczę. Żeby jednak na słomianym zapale, jak to do tej pory bywało, nie skończyło się, to właśnie tutaj, dzisiaj zaczynam akcję "Zostań wege na 21 dni".
Jak pewnie wiecie, człowiek jest tak ciekawą bestią, że by zmienić swoje nawyki potrzebuje właśnie 21 dni. Podobno wówczas zazwyczaj, choć pewnie znalazłoby się grono buntowników, nie powraca się już do dawnych przyzwyczajeń.
A zatem w ciągu tych 21 dni będę jeść zdrowo i kolorowo, także na blogu pojawiać się będzie sporo przepisów i tekstów o diecie wege.
Ciekawa jestem, jak po tym czasie będę się czuć, czy odzyskam energię, której pokłady są coraz mizerniejsze. Czy poprawi się cera i kondycja włosów? I, co wielu bardzo interesuje, czy odżywiając się warzywkami można schudnąć? Także spodziewajcie się gros artykułów, kolorowych zdjęć jedzenia, a tymczasem zostawiam was ze zdjęciem mojego dzisiejszego obiadu, czyli tarta na kruchym spodzie z farszem z cukinii i szpinaku z odrobiną sera feta. Pycha! A ja lecę po centymetr mierzyć się, żeby mieć twarde dowody jak te 21 dni wpłynie na moją sylwetkę.
2 komentarze
Mnie mięso obrzydło pod koniec czerwca i zaczęłam je coraz bardziej unikać. Największy sukces zaliczyłam w sierpniu- tylko 3 razy zjadłam kotleta. Nie zauważyłam u siebie znaczącej różnicy w wyglądzie, wadze czy samopoczuciu, ale cieszy mnie, że coraz rzadziej jem mięso ze względów- raz etycznych, a dwa- ekologicznych.
OdpowiedzUsuńGratuluję! Czasami faktycznie lepiej jest wprowadzać zmiany małymi krokami niż od razu robić rewolucję w życiu. Co do wpływu diety wege na figurę, to również nie sądzę by sama rezygnacja z mięsa miała sprawić, że będziemy tracić po kilka cm w obwodach. Wiem jednak, że dużo osób w to wierzy.
UsuńU mnie największą zmianą jest właśnie lepsze samopoczucie, ale o tym więcej w podsumowaniu wyzwania:)