Jak żyć slow z dziećmi?

Niedawno jedna z Czytelniczek bloga zdradziła mi, że chciałaby, aby w jej codzienności też zapanował taki spokój. Pytała, dlaczego u niej to tak nie wygląda? Dzisiejszy artykuł jest skierowany głównie do mam, ale wierzę, że część zawartych w nim informacji jest uniwersalna i może pomóc zacząć żyć slow każdemu.



Zanim podzielę się sprawdzonymi metodami na slow life, chciałabym zacząć od tego, że najwyższy czas, abyśmy przestały porównywać się ze sobą. Każda z nas ma inną sytuację rodzinną, mieszkaniową, zawodową, a także materialną. Nie każda będzie mogła odpuścić gotowanie na rzecz diety pudełkowej z dostawą do domu. Nie każda mieszka z mamą lub teściową w pełni sił, które mogą przypilnować dzieci, pójść z nimi na spacer lub ugotować obiad. To bardzo wielka pomoc i wsparcie, które otrzymywane często (a niekiedy codziennie) niekiedy wydają się oczywiste i nie są doceniane. Pamiętajmy także, że każda z nas-mam ma dziecko/dzieci obdarzone innymi temperamentami. Jedne dzieci będą spokojnie bawić się na podłodze, a inne wykorzystają każdą okazję, by wspiąć się na blat w kuchni (moje:) lub opróżnić zawartość wszystkich szafek. Poza tym każda z nas jest obdarzona innym zestawem talentów, mocnych stron i umiejętności. Proszę nie zapominajmy o tym i nie porównujmy się.

Slow life z dziećmi - mit czy prawda?

Kiedyś napisałam, że gdyby nie chłopcy w moim życiu nie zagościłby slow life. Nadal tak uważam. Mam niestandardowe macierzyństwo, przepełnione wyzwaniami (w tym zdrowotnymi), ale paradoksalnie dzięki tym wszystkim wyzwaniom, trudom codzienności, nauczyłam się ją doceniać. W ostatnich latach zaczęłam dostrzegać piękno w prozaicznych czynnościach. Zrozumiałam, że piękne chwile to nie tylko zdarzenia, jak udział w triathlonie, którymi można pochwalić się na Instagramie czy Facebooku. 

Dzięki chłopcom zaczęłam ponownie cieszyć się drobiazgami. Nauczyłam się bez nerwowego zerkania na telefon obserwować robaczki, doglądać roślinek w ogródku i cieszyć się z kiełkującej sałaty. Nie sądziłam, że będzie sprawiać mi to przyjemność i że nauczę się skupiać na tym, co tu i teraz. Zastanawiałaś się, czego nauczyłaś się od swojego dziecka?

Slow life z dziećmi

Cóż, nie będę ukrywać, że slow life z dziećmi jest wyzwaniem. Nawet, gdy uda nam się wypracować plan działania i lepiej zarządzać czasem, to i tak nasze życie z dziećmi nie zmieni się w sielankę z Instagrama. Nasze dzieci nadal będą płakać, krzyczeć, rodzeństwo będzie kłócić się, obiad sam się nie zrobi, chyba że skorzystamy z usług firm. Z doświadczenia wiem jednak, że poprzez wprowadzenie kilku rozwiązań do naszej codzienności, można zyskać trochę spokoju. Jako mama aktywnych bliźniaków mam je przetestowane:)

 

1. Oczyszczanie przestrzeni.

Pozbycie się z domu zbędnych przedmiotów i rzeczy było... uwalniające. Na samo wspomnienie o wycieraniu porcelanowych figurek w moim pokoju w domu rodzinnym, czuję wielką ulgę, że zrezygnowałam z takich ozdób. Wszystkie przedmioty, które być może ładnie wyglądają, ale też pięknie gromadzą kurz nie znajdują miejsca w moim domu. 

Dzięki pozbyciu się zbędnych rzeczy i odkładaniu wszystkiego na miejsce (choć nad tym jeszcze pracuję:) nie muszę przeznaczać dużo czasu na sprzątanie. Mając mniej przedmiotów, a także dzięki znalezieniu im miejsca w szafkach, utrzymanie porządku jest łatwiejsze.

 

2. Organizacja i optymalizacja codzienności.

Przyznam, że gdyby nie wprowadzenie planu działania i optymalizacja, nie dałabym rady pogodzić opieki nad bardzo aktywnymi bliźniakami, domem, rozwojem osobistym, a teraz dodatkowo pracą na cały etat.

Na etapie bycia mamą na cały etat znajdowałam czas na rozwój i pisanie bloga, ale:

  • wprowadziłam "dni prania", czyli pranie wstawiam np. 2-3 razy w tygodniu w określone dni,
  • prasowanie - nie planuję sesji prasowania; ubrania zdjęte z suszarki składam i układam w szufladach, a prasuję, gdy chcę coś założyć,
  • podział obowiązków - dzielimy się z mężem obowiązkami domowymi i staramy się do tego podchodzić elastycznie, 
  • gotowanie - staram się upraszczać, co różnie wychodzi. Czasami gotuję większą ilość i pakuję w pojemniki/słoiki na kolejne dni lub zamrażam, dzięki czemu w tygodniu mam "z głowy" gotowanie. Planuję posiłki, wybieram szybkie w przygotowaniu dania;
  • angażuję dzieci w prace domowe przez zabawę. Chłopcy pomagają w odkurzaniu, wkładaniu prania do pralki, włączaniu zmywarki - nie zawsze chcą to robić, ale tłumaczymy im, dlaczego to ważne i nie zmuszamy ich;
  • zakupy - gdy chłopcy byli mali i woziłam ich w wózku, zabierałam ich na spacer podczas którego chodziliśmy na bazar po zakupy. Obecnie robię je przed pracą, tj. ok. 6.00 rano, gdy w sklepie są pustki, lub po południu z chłopcami, którzy to lubią. Jeden zawsze pcha mały koszyk, a drugi wkłada do niego produkty. Razem wybieramy owoce, warzywa. Nie muszę ich do tego namawiać. A czasami zakupy wyglądają tak, że mamy dwa koszyki, bo każdy chce mieć swój:).

 

3. Wieczory.

Odkąd pamiętam starałam się, żeby wieczory, czyli czas, gdy dzieci śpią, były dla mnie i dla męża. Tak jest i teraz. Pilnuję się, żeby w tym czasie nic nie sprzątać, a jedyne "prace domowe", jakie wykonuję, to włączenie zmywarki lub rozwieszenie prania w suszarni w zimowych miesiącach wspólnie z mężem.

Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się, gdy po 20.00 chłopcy już spali, a my mieliśmy jeszcze tyle czasu dla siebie. Nawet, gdy dzieci zasnęły przed 22.00, starałam się chociaż pół godziny przeznaczyć dla siebie. Większość artykułów na bloga powstała właśnie po godzinie 22.00, bo wtedy mogłam je napisać. Przygotowując się do mojego pierwszego półmaratonu wielokrotnie ok. 21.00-22.00 rozkładałam matę, włączałam trening na laptopie lub w tv i ćwiczyłam. 

Wieczory były i są dla mnie - na odpoczynek, rozwój, ćwiczenia, a także na randki z mężem. Gdybym tak nie robiła, tylko wzorem mojej mamy, babci i cioć szorowała fugi, przez ponad godzinę prasowała lub piekła drożdżówki przed północą, czułabym, że nie robię tego w zgodzie ze sobą. 

Lubię dbać o dom, spędzać czas z chłopcami i towarzyszyć im w odkrywaniu świata. Gotowanie i wymyślanie nowych dań sprawia mi przyjemność, o ile nikt w tym czasie nie ciągnie mnie za rękę:), ale nie jestem tylko mamą. 

Chciałabym, żebyśmy wszystkie o tym pamiętały bez względu na to, którą drogę wybrałyśmy: bycie mamą na cały etat czy łączenie macierzyństwa z pracą zawodową. Każda z nas miała i ma marzenia, potrzebuje odpoczynku, chwili dla siebie, nawet jeśli będzie to tylko, a może aż, półgodzinny spacer. 

Gdy zadbamy o siebie znacznie łatwiej będzie nam wprowadzić slow life do naszej codzienności. Warto to robić stopniowo i w zgodzie ze sobą. Dobrze jest zastanowić się, co najbardziej drażni nas w naszym życiu i nad tym popracować w pierwszej kolejności. Dla jednych będzie to rozgardiasz w domu i nadmiar rzeczy, a dla innych przytłoczenie macierzyństwem i brak wsparcia bliskich. 

Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielicie się swoimi sposobami na upraszczanie codzienności w komentarzu lub prywatnej wiadomości.

Podziel się tym tekstem na:

1 komentarze

  1. Ja po protu muszę mieć czas dla siebie. Dla mnie najlepiej jest wyjść samej na spacer, by przewietrzyć głowę :D TO mi daje powera i wtedy lepiej zajmować się dziećmi. I staram się trzymać zasady. Ja najpierw poświęcam czas dla dzieci a potem one mi dają czas dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń