Wystarczająco dobrze, czyli przepis na dobre życie

Czy jesteś zadowolona ze swojego życia? Jest wystarczająco dobre czy najchętniej zmieniłabyś je w każdym aspekcie? Doceniasz to, co masz czy może nieustannie narzekasz na wszystko dookoła? 

 



Kiedyś nieustannie na wszystko narzekałam. Wszystko irytowało mnie, było nie tak, jak sobie wymarzyłam. Ciągle zadręczałam innych swoimi opowieściami o tej beznadziejnej, jak wtedy myślałam, codzienności. Czy rzeczywiście było tak kiepsko? Oczywiście, że nie, ale poprzez porównywanie się do innych, skupianie się na idealnej wizji mojego życia, którą stworzyłam po przeczytaniu książki pewnej specjalistki od coachingu, nie zauważałam, że jest naprawdę dobrze. 

Czy zerwanie z "wiecznie nieszczęśliwą wersją siebie" było łatwe? Nie i wymagało wiele pracy, często trudnej. Nie jest bowiem łatwo przyznać się do swoich błędów, słabości przed sobą czy też w rozmowie z przyjaciółką, mężem lub psychologiem. Z perspektywy czasu wiem jednak, że warto podjąć ten trud, ponieważ tylko dzięki umiejętności doceniania i cieszenia się z tego, co obecnie mamy, będziemy mogły poczuć się zadowolone. Oczywiście, za chwilę mogą pojawić się komentarze, że łatwo tak napisać, ale co mają zrobić osoby nie mające przykładowo wystarczających środków finansowych do życia, pracy, problemy zdrowotne. Nie znam rozwiązania na wszystkie problemy i doskonale wiem, iż by dokładnie poznać sytuację danej osoby trzeba by było zmierzyć się z identycznym problem czy wyzwaniem. Nikt z nas nie jest od nich wolny, a sam fakt braku pisania o prywatnych problemach w Internecie nie jest równoznaczny z tym, że aktualnie nie mierzymy się z nimi. 

 

Szkoła wdzięczności

W ostatnich latach niejednokrotnie musiałam zmierzyć się z poważnymi wyzwaniami, które, paradoksalnie, sprawiły iż zamiast codziennie wypłakiwać się w poduszkę zaczęłam doceniać to, co udało się wypracować. Każdego dnia starałam się znaleźć chociaż jedną rzecz, zdarzenie, które sprawiło, że miniony dzień był całkiem niezły lub naprawdę dobry, mimo iż moja codzienność daleka była od wizji idealnego życia. Ba! dzisiaj też nie nie wygląda ona tak, jak w tej skrzętnie utkanej wizji. Co zatem zmieniło się?

Zaczęłam praktykować wdzięczność. Czasami spisywałam w notesie to, co dobrego wydarzyło się danego dnia. Gdy nie miałam na to siły, leżąc już w łóżku starałam się przypomnieć sobie te dobre momenty - zwłaszcza, gdy miałam za sobą naprawdę ciężki dzień.

Ponadto sięgałam po książki z nurtu psychologii pozytywnej, które pozwalały oderwać się od trudów codzienności i skutecznie niwelowały chęć biadolenia na wszystko dookoła. W tamtym okresie intensywnej pracy nad sobą niejednokrotnie korzystałam z możliwości rozmowy z psycholożką, co znacząco ułatwiło mi zmianę perspektywy. 

Wystarczająco dobrze, czyli jak?

Podzieliłam się z Wami moimi sprawdzonymi sposobami na zminimalizowanie lub zerwanie z nawyku narzekania na wszystko dookoła. Czy to, że udało mi się przełamać tamten niekorzystny dla mnie i moich bliskich schemat działania oznacza, że już nie zdarza mi się biadolić na coś? Nie. Nadal zdarza mi się dzień, a niekiedy kilka dni, kiedy narzekam, że coś nie dzieje się lub nie wygląda tak, jak bym chciała. Zmiana naszych nawyków jest możliwa, ale nie wystarczy wykonać jednego zadania raz, by na zawsze uwolnić się od szkodliwego dla nas schematu. To proces nad którym trzeba pracować, ale naprawdę warto to zrobić - dla nas i naszych bliskich. 

Czy dzisiaj moje życie jest idealne i dokładnie takie, jak sobie wymarzyłam? Nie i tak naprawdę co jakiś czas pojawiają się w nim nowe wyzwania (nie problemy). Jedne prostsze, a niektóre takie, które "zwalają z nóg" i potrzebujesz czasu, by wstać, otrzepać spodnie i zmierzyć się z nimi. Na wiele sytuacji i zdarzeń nie mamy wpływu, ale na to, jak na nie zareagujemy już tak. Dlatego też zawsze staram się znaleźć chociaż jeden plus danej sytuacji, jakąś iskierkę, która doda sił, by nie "wpaść w otchłań rozpaczy".

Nadal pielęgnuję ta wizję wymarzonego życia na przedmieściach, nakreślam plany i powoli dążę do ich realizacji. Wyobrażam sobie udział w maratonie, miesiąc spędzony w małym miasteczku na Teneryfie oraz powrót na Islandię, na którą polecieliśmy kilka lat temu. 

Nie trzymam się jednak tych marzeń kurczowo, ale pozwalam sobie na elastyczność, dzięki czemu nie frustruję się tak, jak dawniej. 

Gdy zdarzają mi się cięższe dni, jak chociażby dzisiaj, doceniam szczególnie to zwykłe, proste życie. Teraz pisząc ten artykuł uśmiecham się na wspomnienie naszego kina domowego z popcornem, kiedy zastanawiałam się z synkami, jak mała biedronka uwolni się z sieci pająka. Cieszę się, że mogłam z nimi sama spędzić po południe, przeczytać bajkę do snu, a później zasypiać z jednym z nich na przykrótkim dla mnie łóżeczku, a ten mały chłopczyk przykrywał mnie swoim niewielkim kocykiem, żebym nie zmarzła i głaskał po policzku pełen miłości i wdzięczności. To właśnie miłość. To właśnie te najpiękniejsze momenty, które staram się pamiętać. Kolekcjonuję je, przypominam sobie o nich w trudniejszych chwilach i cieszę się, że mam z kim przeżywać tą codzienność.

Podziel się tym tekstem na:

2 komentarze

  1. Ciężko czasami cieszyć się z teo co mamy, ale taka równowaga psychiczna jest niezbędna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wdzięczność ma to do siebie, że nie da się jej kupić. A ten kto umie ją odnaleźć ma wiele szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń